Na skróty
Wstęp
Lot mieliśmy z Manchesteru do Mediolanu w środę, 15 marca, z lądowaniem koło osiemnastej na lotnisku Malpensa. Port oddalony jest od miasta o 50 kilometrów i nawet Uber kosztowałby około 100 euro (w ogóle taxi i Uber są dziwnie drogie w Mediolanie), na szczęście autobusy kursują od najwcześniejszych godzin porannych. Najlepiej kupić bilet powrotny, wtedy transfer będzie kosztował 14 euro od osoby. Dojazd do dworca centralnego w Mediolanie (Milano Centrale) zajmuje godzinę.

Stolica Lombardii ma bardzo dobrze zorganizowaną komunikację publiczną. Żółte tramwaje (te starsze przypominały mi Lizbonę), autobusy i pięć linii metra. Z tego wszystkiego można korzystać na jednym bilecie 24 lub 48-godzinnym. W Krakowie bilet 24-godzinny kosztuje 15 złotych, czyli z grubsza 3,5 euro. W Mediolanie taki sam bilet kosztuje 4,5 euro, a więc niewiele drożej. Kupiliśmy sobie bilety dwudniowe za 8,25 euro sztuka.
Nocleg znaleźliśmy za około sto funtów za trzy noce w Residenza Cenisio, cztery stacje metra (z przesiadką) od dworca głównego. Budynek znajdował się blisko torów kolejowych, ale w apartamencie było cicho, a po zasunięciu rolet kompletnie ciemno. W pokoju mieliśmy aneks kuchenny i własną łazienkę, co zaskakujące zważywszy niską cenę. Ten wieczór miał służyć rozpakowaniu, aklimatyzacji i ogólnemu relaksowi. Kolację zjedliśmy w Osterii del Gambero Rosso. Nareszcie porządna włoska kuchnia!

Mediolan
Pierwszego dnia zaplanowaliśmy Mediolan. Pojechaliśmy metrem do Castello Sforzesco (z Residenza Cenisio do stacji Garibaldi linią M5, a potem M2 do Lanza). Zobaczyliśmy zamek i pospacerowaliśmy po parku Sempione. Polecam Parco Sempione odwiedzić przed południem, kiedy nie ma jeszcze takich tłumów. W samym parku można wypić kawę, co też uczyniliśmy, bo pogoda była przepiękna.


Z Castello Sforzesco można spacerem przejść wzdłuż Via Dante oraz Via Orefici do Katedry Mediolańskiej. Najtańsze wejściówki do Duomo di Milano oraz leżącego obok muzeum w Pałacu Królewskim kosztują 3 euro – bez wejścia na dach katedry i bez zwiedzania katakumb i skarbca. Powietrze tego dnia było bardzo nie przejrzyste, więc zrezygnowaliśmy ze wspinaczki.

Katedra robiła ogromne wrażenie tak na zewnątrz jak i w środku. Budowa rozpoczęta w 1386 roku zakończyła się w epoce Napoleona, który zresztą był w Duomo di Milano koronowany na króla Włoch (26 maja 1805). Główny styl to gotyk, ale fasada jest zdobiona całym mnóstwem rzeźb i gargulców, co miesza trochę baroku i neogotyku do całości.

Podobno w ładne dni z dachu widać Alpy. Cóż, dzień był ładny, ale powietrze pełne jakiegoś pyłu, lub pary. Gdybyście odwiedzili kiedyś tę katedrę, to zaraz za wejściem w podłodze umieszczono mosiężną linię symbolizującą południk przechodzący przez Mediolan. W muzeum można zobaczyć z bliska rzeźby z Duomo di Milano oraz sporo złotych dewocjonaliów.

Po katedrze udaliśmy się do Galleria Vittorio Emanuele II, leżącej obok galerii z butikami najdroższych włoskich projektantów: Gucci, Versace, Dolce & Gabbana, Louis Vuitton… W sumie oprócz samych budynków galerii – nic ciekawego.

Po krótkiej przerwie na lody wskoczyliśmy do metra, by dostać się do dworca Garibaldi i kupić bilety kolejowe do Bergamo. Podróż w dwie strony kosztowała ledwie 9,60 euro.
Następnie ruszyliśmy metrem zobaczyć trzy kościoły. Wysiedliśmy na stacji Cadorna i pieszo dotarliśmy do Santa Maria delle Grazie. To tu zobaczyć można Ostatnią Wieczerzę Leonardo da Vinci – niestety z uprzednią rezerwacją i najbliższymi terminami na dwa miesiące do przodu. Przeszliśmy kolejno do zbudowanej w czwartym wieku Bazyliki Św. Ambrożego (Basilica di Sant’Ambriogio), w której leży ciało świętego, a następnie do również postawionej w czwartym wieku Bazyliki św. Wawrzyńca (Basilica San Lorenzo Maggiore).




Na końcu przeszliśmy przez Porta Ticinese i trafiliśmy do dwóch niezasypanych kanałów Mediolanu, przy których obecnie toczy się życie nocne tego miasta. Za jakieś 10 euro można tam dostać drinka i dostęp do bufetu, ale ostatecznie wylądowaliśmy w restauracji Luna Rossa na wyśmienitym risotto ze szparagami i krewetkami.


Metro dostarczyło nas do apartamentu około dziewiątej wieczorem. W końcu rano do Bergamo!
Bergamo
Pobudkę zaliczyliśmy przed szóstą. Dwie stacje metra dzieliły nas od dworca kolejowego Garibaldi. Na miejscu wypiliśmy capuccino czekając na pociąg. Wyjechał punktualnie o 8:01 i o 9:07 byliśmy na dworcu głównym Bergamo.

Bergamo dzieli się na stare miasto, zwane Città Alta, oraz Città Bassa, czyli wszystko inne. To pierwsze znajduje się na wzgórzu i jest otoczone weneckimi murami obronnymi. Città Bassa to po prostu współczesne Bergamo, w którym również jest wiele do zobaczenia, jak deptak Sentierone, czy Accademia Carrara, ale my woleliśmy spędzić dzień w górnym mieście. Poszliśmy zatem główną ulicą aż do stacji Funicolare Città Alta, gdzie za 2,60 euro nabyć można bilet powrotny, i wyjechaliśmy kolejką linową. Z murów obronnych Górnego Bergamo można podziwiać naprawdę ładne widoki na dolne miasto i okolicę.

Samo zabytkowe stare miasto jest niebywale urokliwe. Trzy przepiękne świątynie leżą obok siebie między Piazza Duomo a Piazza Vecchia: Basilica di Santa Maria Maggiore, Duomo di Bergamo i Capella Colleoni. Pierwsza, zbudowana w XII wieku, była przebudowywana tak wiele razy, że właściwie nie ma wejścia frontowego, a tylko boczne, między innymi Portal Białych Lwów i Portal Czerwonych Lwów.

Druga stoi w tym samym miejscu przynajmniej od dziewiątego wieku, kiedy Bergamo miało dwie katedry. Wenecjanie zburzyli w szesnastym wieku jedną z nich, pod wezwaniem świętego Aleksandra, by zbudować mury obronne i została w mieście tylko jedna – pod wezwaniem świętego Wincetego. W siedemnastym wieku połączono obie kapituły w jedną i kościół katedralny zmienił wezwanie spod św. Wincentego na św. Aleksandra. W XIX wieku kościół przebudowano i wtedy powstała neoklasyczna fasada.

Trzecia świątynia wreszcie, zbudowana w piętnastym wieku na rozkaz Bartolomeo Colleoniego, jest klejnotem renesansu lombardzkiego i, przy okazji, wiąże się z nią mega ciekawostka również dotycząca klejnotów. Colleoni był włoskim kondotierem, czyli w skrócie dowódcą najemników, który sam rekrutował żołnierzy (kopia pomnika Colleoniego znajduje się na placu Lotników w Szczecinie). Rozkazał postawić sobie mauzoleum w miejscu zakrystii bazyliki Santa Maria Maggiore. Ciekawostką jest herb kapitana, oficjalnie odczytywany jako: „W tarczy dwudzielnej w pas, pola srebne i czerwone z odwróconymi sercami w przeciwych kolorach”, lecz traktowany jako herb mówiący, ponieważ nazwisko Colleoni brzmi podobnie do włoskiego słowa coglioni, oznaczającego w dosłownym tłumaczniu „jaja”. Są dwie teorie, albo Bartolomeo urodził się z trzema jądrami, albo chciał pokazać jaki jest z niego tęgi chłop. Tak, czy owak, herb ten ma przynosić szczęście, więc obowiązkowym punktem wizyty w Bergamo jest pocieranie jąder Bartolomeo.

Obok świątyń stoi Palazzo della Ragione oraz Torre Civica, na którą można wyjechać windą za 5 euro (warto!). Podążając ze stacji kolejki linowej wzdłuż Via Gombito, Piazza Vecchia będziecie mieli po lewej stronie. Tuż za placem, po prawej stronie, zjeść można pyszne wypieki w Il Fornaio – pizze, focaccie, słodkości… Idąc dalej, Via Gombito przechodzi w Via Bartolomeo Colleoni (kojarzycie już patrona ulicy, nieprawdaż?), na końcu której, po lewej stronie, znajdziecie Gelateria Cherubino. W tej lodziarni musicie spróbować lodów. To moja osobista rekomendacja. Byłem tam. Nie wiem, czy kiedykolwiek jadłem lepsze lody.

To byłoby wszystko w Città Alta, ale… Nieco dalej za lodziarnią można dotrzeć do stacji Funicolare S. Vigilio, kolejnej kolejki linowej, która zabierze was na wzgórze z ruinami zamku i wspaniałym widokiem z góry na Górne Bergamo. Nie możecie ominąć tej części zwiedzania tym bardziej, że macie ją już w cenie biletów na tę pierwszą kolejkę linową.

Z powodu wysokiego zapylenia powietrza darowaliśmy sobie La Rocca, ale jeśli tam będziecie, to zahaczcie o ten punkt widokowy. Po spacerze po San Vigilio zjechaliśmy kolejką do Città Alta na pizzę i lody, a potem do Città Bassa i na dworzec kolejowy. Około w pół do szóstej wieczorem byliśmy już w Mediolanie. Kolację zjedliśmy w pizzerii Rocking Horse (niesamowite gnocchi z sosem z czterech serów i polenta z sosem z zająca). O trzeciej nad ranem musieliśmy wstać, by dostać się na dworzec centralny, a stamtąd na lotnisko. Już o ósmej rano lądowaliśmy w Manchesterze.

Podsumowanie
Dwudniowy wypad do Lombardii pozwoli wam odwiedzić dwa wspaniałe miasta przy relatywnie niskich kosztach. My lecieliśmy do Mediolanu, bo takie połączenie oferował z Manchesteru EasyJet, ale z Polski są też połączenia do Bergamo z Ryanair. Lot w obie strony to kilkaset złotych, transfer z lotniska kilkadziesiąt, komuniakcja miejska kosztuje porównywalnie do cen polskich, a i nocleg da się stosunkowo tanio znaleźć.
Zdecydowanie polecam odwiedzenie Mediolanu i Bergamo dla walorów historyczno-architektonicznych, kulinarnych, tudzież dla widoków i sztuki. Poniżej znajdziecie trochę więcej zdjęć. Na pewno będą też pojawiać się kolejne na www.instagram.com/jakubhajost, więc zapraszam do śledzenia mnie właśnie tam. Ten wpis kosztował mnie dużo czasu i pracy, więc jeśli o czymś zapomniałem, albo chcielibyście o coś zapytać, to nie wahajcie się zrobić tego w komentarzach poniżej.
Przydatne informacje
Umieściłem tutaj mały zbiór dodatkowych informacji, które mogą się wam przydać w planowaniu podróży.
Pod tym linkiem znajdziecie rozkład jazdy autobusów zapewniających transfer do i z lotniska Malpensa – Malpensa Shuttle. Transfer w obie strony kosztuje 14 euro, a bilet wygląda tak:

Na miejscu najlepiej kupić bilet komunikacji miejskiej (ATM) na jedną lub dwie doby (odpowiednio 4,50 euro i 8,25). Tak wygląda:

Bardzo wygodnie porusza się po Mediolanie metrem, które w przeciwieństwie do tramwajów nie stoi w korkach. Poniżej załączam mapkę linii metra.



Ceny biletów kolejowych na trasie Mediolan – Bergamo zaczynają się od 4,80 euro w jedną stronę. Oto przykładowy bilet:



Dodatkowo muszę koniecznie zaznaczyć, że Uber jest w Mediolanie drogi. Za przejechanie około trzech kilometrów płacę w Manchesterze 4 funty, a w Mediolanie aplikacja krzyczała 30 euro. Nie wiem, skąd się bierze ta różnica. Może powoduje ją tak łatwy dostęp do komunikacji miejskiej i w związku z tym kierowcy muszą podnieść ceny, żeby im się działalność opłacała? W każdym razie weźcie to pod uwagę, bo nagła podróż taksówką może trochę uszczuplić budżet.
Ceny w restauracjach zaczynają się od mniej więcej sześciu euro za najprostszą pizzę, po 8-9 euro za coś lepszego. Pamiętajcie, że obsługę we Włoszech dolicza się do rachunku i może to być od 1,5 do 2,5 euro od osoby (albo i więcej). Do tego pół litra wina „stołowego” to około 7 euro, a deser około 5 euro (na crème brûlée mówi się tam akurat crema catalana, niezłe jest tiramisu i panna cotta). Porządny posiłek w dwie osoby to około 30 euro bez wina.
Noclegu szukajcie wszędzie od Booking.com po AirBnb. Od was zależy jakiego poziomu wymagacie. Residenza Cenisio była zaskakująco niedroga zważywszy standard (apartament z prawdziwego zdarzenia z łazienką i aneksem kuchennym i telewizją) oraz stosunkowo małą odległość od centrum (metro rządzi!).
Przewodniki
[buybox-widget category=”book” ean=”9788328321250″]
I jeszcze kilka zdjęć dla ciekawych













