Od dłuższego czasu w sieci coraz szerzej rozchodzi się pojęcie „fake news”. Razem z „post-prawdą” stały się modne z powodu różnych machinacji, dzięki którym rzekomo Brytyjczycy zagłosowali za Brexitem, a Amerykanie na Donalda Trumpa. Zbiegło się to wszystko z postępującą kontestacją autorytetów, rozkwitem teorii spiskowych, a na dodatek z trwającą wojną informacyjną między Rosją a Zachodem oraz między środowiskami liberalnymi a konserwatywnymi. Mówi się przy okazji o kryzysie internetu, potrzebie kontroli rzetelności mediów, konieczności uczenia młodych ludzi jak weryfikować zalew informacji. To wszystko w pewnym sensie prawda. Jak trudno jednak zwykłemu człowiekowi dotrzeć do wiedzy źródłowej i ją sprawdzić?
Z ostatniej podróży do Włoch wróciłem z kartą pamięci zawierającą kilkaset zdjęć i mocnym postanowieniem obrobienia ich wszystkich i na końcu napisania relacji. Jedną z ciekawych rzeczy, o których chciałem w niej opowiedzieć, był herb kapitana Bartolomeo Colleone. Dlaczego? Ponieważ podobno są w nim trzy ludzkie jądra, na dodatek ozdobiono nim ogrodzenie kaplicy Colleoni, a dotknięcie tego herbu przynosi szczęście. Powtórzę: masowanie odlanych z brązu męskich jąder przy świątyni chrześcijańskiej ma dać masującemu pomyślność. Ciekawostka, nieprawdaż? Staram się pisać rzetelnie, więc zacząłem szukać dodatkowych informacji o herbie w Wikipedii. Oto opis tej drogi przez mękę.
Zacząłem od wyszukania hasła „Bazylika Santa Maria Maggiore w Bergamo”, gdyż do tej świątyni z rozkazu kondotiera Colleone dobudowano w miejsce zakrystii kaplicę. Jest w artykule wzmianka o Capella Colleoni, ale brak linku sugeruje brak artykułu w polskiej Wikipedii. Odnalazłem więc odpowiedni artykuł w angielskiej wersji encyklopedii. Niestety, pomimo iż, od ciągłego pocierania, jądra w herbie pana Colleone błyszczą, kontrastując z zaśniedziałym ogrodzeniem, a w artykule o kaplicy nie ma o nich wzmianki. Wtem zauważyłem link do polskiej wersji artykułu (a więc jednak istnieje!), lecz tam też nic. „Balustrada z kutego żelaza i brązu przed kaplicą, ozdobiona herbem Colleoniego, została wykonana w 1912 roku przez Virginio Muzio według projektu Gaetano Morettiego”. Ani słowa o gonadach męskich.
Powodowany chęcią wyjaśnienia o co chodzi w historii tego herbu, szukałem dalej. Spróbowałem artykułu o bohaterskim kondotierze w polskiej Wiki. Przeczytałem cały tekst, w tym ciekawostki, lecz fakt posiadania trzech jąder w herbie (i prawdopodobnie w realu) tam się nie załapał. To może angielska wersja? Też nic. Obie wspominają, że Bartolomeo był z rodu szlacheckiego, lecz nie ma nic o herbie. Gdybym wtedy zajrzał jeszcze do włoskiego artykułu, to zobaczyłbym trzy odwrócone serca niepodobne do herbu, który widziałem na żywo, ale za to z podpisem, że to trzy pary jąder. Nie zajrzałem jednak, gdyż włoskiego dopiero się uczę.
Wpisałem za to w Google: „Colleonis’ coat of arms three testicles in field” i w ten sposób trafiłem na cały artykuł w angielskiej Wikipedii poświęcony heraldyce, w którym w formie ciekawostki wspomina się o odwróconych sercach i herbie mówiącym (Herb mówiący to taki, którego nazwa/nazwisko odpowiada godłu dosłownie lub w formie rebusu. Przykładowo w herbie miasta Łódź jest łódź — dosłownie, a w herbie Jaworzna jest jawor, którego ścinają, czyli rżną. — przyp. autora). A konkretniej: <<„Per pale argent and gules, three hearts reversed counterchanged;” but in less delicate times these were read as canting arms showing three pairs of testicles (coglioni = „testicles” in Italian)”>>. Żeby zrozumieć, co tam napisano, musiałem zagłębić się w polski artykuł o heraldyce, poczytać o tynkturze i blazonowaniu. Ostatecznie można to z grubsza przetłumaczyć tak: „W tarczy dwudzielnej w pas, pole górne srebne i dolne czerwone z odwróconymi sercami w przeciwych do pól kolorach”. To w końcu odwrócone serca czy jądra? No i czy miał poliorchidyzm, objawiający się występowaniem trzeciego jądra, czy sobie żartował z brzmienia swojego nazwiska i sam wymyślił taki herb?
Ostatecznie postanowiłem odwiedzić włoską stronę w Wikipedii poświęconą Bartolomeo Colleone. Znajduje się tam kilka akapitów mówiących o nazwisku naszego bohatera i jego herbie. Niestety mój włoski jest słaby nawet przy wspomaganiu internetowych tłumaczy. Zrozumiałem jednak wystarczająco dużo. Kondotier nazywał się Bartolomeo Coglioni. Jego nazwisko oznacza po włosku „jądra” i facet był z tego dumny. Herb jego rodziny przedstawia w dosyć wyraźny sposób jądra, a nie odwrócone serca. Dopiero później fani bohaterskiego dowódcy próbowali załagodzić brzmienie nazwiska i połączyli łaciński przedrostek i słowo „lew”. Tak powstało Colleone, używane również w pismach urzędowych. Włosi piszą też, że według niektórych autorów Bartolomeo miał trzecie jądro, a według innych jest to mało prawdopodobne. Tym bardziej, że herb rodzinny wyglądał tak na długo przed narodzinami kapitana.
Zagadka rozwiązana! Po poświęceniu niemal dwóch godzin doszukałem się prawdy. Nie osiągnąłbym tego bez znajomości angielskiego i szczątkowej wiedzy o włoskim, a już na pewno nie bez determinacji. A chciałem jedynie zamieścić ciekawostkę na prywatnym blogu. Czy osoba ponad sześćdziesięcioletnia, która klika w linki podawane dalej przez rówieśniczki na Facebooku, jest w stanie weryfikować to wszystko? Czy bombardowany zalewem informacji młody człowiek, któremu starcza czasu na przeglądanie nagłówków i z rzadka tylko kliknie w jakiegoś click-baita, znajdzie determinację, by każdą najdrobniejszą informację sprawdzać? Oczywiście, że nie. Nawet jeśli mamy narzędzia, to zwróćcie uwagę, jak długo zajęło dogrzebanie się do sedna. Może nie jest odkrywcze, że Wikipedia nie jest źródłem w stu procentach godnym zaufania. Może czas, by w domach zawitały z powrotem encyklopedie z prawdziwego zdarzenia? Może należy nie tylko propagować czytanie, ale postarać się także, by nie kończyło się ono na beletrystyce?
Muszę tu dodać, że sam fakt możliwości edycji każdego artykułu w dowolnym momencie wpływa na poziom zaufania do Internetu. Dość dobrze rozwiązał to Facebook, pozwalając prześledzić historię edycji postu. Wiele stron jednak ciągle na to nie pozwala. Teoretycznie istnieje jakaś szansa, że po opublikowaniu tego tekstu wszystkie strony o Bartolomeo Colleone w różnych wersjach językowych Wikipedii zostaną ujednolicone i wtedy moja wiarygodność będzie nic nie warta bez zachowanych zrzutów ekranu. Ile razy słyszeliście, że jakiś polityk usunął Tweeta, ale na szczęście ktoś zrobił zrzut ekranu. Na szczęście w internecie nic nie ginie. Niestety, jednak ginie. Znikają całe blogi, bo ktoś nie przedłużył domeny. Tweety znikają, zanim ktoś zrobi screenshot.
Redaktorzy nie oznaczają edytowanych po publikacji fragmentów tekstów. Portale nie mają w zwyczaju prostować informacji, jak robią to gazety. Ludzie do tej pory sądzą, że Brytyjczycy masowo szukali w Google informacji o Unii Europejskiej po referendum w sprawie Brexitu. Pisał o tym Washington Post, Independent i inne media. Mało kto przeczytał artykuł prostujący tamtą manipulację, bo gorzko-kwaśno-śmieszna nieprawda rozeszła się szeroko, ale sprostowania już ludzie tak chętnie nie podawali dalej. Rozejrzyjcie się. Ludzie chętniej udostępnią zadziwiającą krowę z dwoma głowami, niż dwa dni później wyjaśnienie, że to była bzdura. Internet już nie jest elitarny. Trafiły do niego przekupki z dawnych targów, żartownisie, kłamcy, oszuści, złodzieje… Internet nie przechodzi kryzysu, tylko zaczął bardziej odzwierciedlać real.
P.S. Mimo wszystko nadal do końca nie mogłem stwierdzić, czy herb rodziny Colleone ma srebrne pole na górze, a czerwone na dole, czy też odwrotnie. Tak, dobrze pamiętacie, angielski artykuł o heraldyce mówił, że srebrne na górze, włoska Wikipedia ma grafikę ze srebrnym polem na górze. Ale… Sami Włosi cytują słowa kondotiera po łacinie i brzmi to tak: duos colionos albos in campo rubeo de supra et unum colionum rubeum in campo albo infra ipsum campum rubeum, a oznacza: dwa jądra białe w polu czerwonym wyżej i jedno jądro czerwone w polu białym poniżej tego pola czerwonego. To w końcu srebrne pole na górze czy czerwone? I tak trafiamy do francuskiej Wikipedii na hasło Bartolomeo Colleone, a tam herb rodziny wygląda odwrotnie niż w Wikipedii włoskiej. I co wy na to?
Lekcji z tego poszukiwania wypływa kilka. Po pierwsze, książki wciąż są i jeszcze długo będą wartościowym źródłem wiedzy, wielokrotnie przewyższającym zasoby internetu. Po drugie, korzystanie z wiedzy zgromadzonej w sieci wymaga krytycznego myślenia, znajomości języków, umiejętności grzebania głęboko i szeroko w poszukiwaniu pełnego obrazu, oraz zaparcia, by takie poszukiwania ukończyć. Po trzecie, internet jest daleki od ideału i należy sobie z tego zdawać sprawę (zaś trendy popoularyzujące selfies, emotikony czy zdjęcia kotków, nie poprawiają stanu rzeczy). Po czwarte, dziennikarstwo na najwyższym poziomie powinno być weryfikowane, cenione i wymagane, a wszystkie te obowiązki leżą po stronie czytelników. Czytelnicy, którzy nie weryfikują wiadomości podanych przez media, którzy nie cenią jakości dziennikarstwa i jej nie wymagają surowo od wydawców gazet, godzą się na brukowy poziom oraz artykuły pełne błędów składniowych, ortograficznych, logicznych i merytorycznych. Godzą się na fake news.