Trzy animowane seriale dla dorosłych, które trzeba obejrzeć.

Kreskówki dla dorosłych zaczęły prawdziwą przygodę z telewizją w latach dziewięćdziesiątych, wspaniałych czasach produkcji takich jak „The Simpsons”, „Beavis and Butt-Head”, oraz „South Park”. Simpsonowie wytyczyli kierunek dla całej masy animowanych seriali („Family Guy”, „Futurama” itd.). Dziś, dzięki serwisom streamingowym jak Netflix, możemy obejrzeć kilka nowych perełek z gatunku. Oto trzy z nich.

„Archer”

W „Archerze” ogólnie dużo się pije…

Satyra na filmy szpiegowskie, w której cała agencja gzi się ze sobą (i z innymi agencjami wywiadowczymi), niczym bohaterowie „Mody na sukces”. Sterling Archer to świetnie ubrany, przystojny i prostolinijny szpieg, będący odpowiednikiem Jamesa Bonda, gdyby matka Bonda była szefową MI5 i spała z szefem KGB, a sam Bond pił, ruchał i zabijał wszystko, co mu się podoba. Oh, wait. Dodatkowo tytułowy bohater ma ogromny problem z matką oraz panicznie boi się aligatorów i cyborgów.

„All I’ve had today is like six gummy bears and some scotch”

W każdym odcinku schodzi przynajmniej kilka butelek.

„Archer” to studnia absurdalnego humoru: od zupełnie zwariowanych pomyłek w trakcie akcji szpiegowskich, po wykradanie ze strzeżonego przez uzbrojonych agentów ośrodka próbki dna, by uniknąć testu na ojcostwo. Do tego narkotyczne jazdy, seks, zupełnie bezsensowna przemoc, a wszystko okraszone doskonałymi dialogami, z których zapamiętacie kultowe: „danger zone”, „nope”, „phrasing, boom!”, „did you not?” I wiele, wiele cytatów, jak choćby: „I can’t hear you over the sound of my giant, throbbing erection!

I, jak widać, twórcy lubią powtarzające się motywy.

„Idiots doing idiot things, because they’re idiots.”

Jedyne, czego próżno szukać w „Archerze”, to jakikolwiek głębszy sens. To rozrywka dla wysublimowanych fanów absurdu, balansowania na krawędzi niesmaku oraz lubiących rzucać w trakcie seansu sakramentalne „what the fuck?

„Rick and Morty”

Bohaterowie zakopują w ogródku ciała swoich odpowiedników z tej rzeczywistości.

Pierwsze skojarzenie to „Powrót do przeszłości” – zwariowany naukowiec i jego młody podopieczny. Z tą różnicą, że Rick może podróżować między równoległymi światami, a Morty to fajtłapowaty wnuczek. Tytuł serialu brzmi podobnie do łacińskiego wyrażenia „rigor mortis”, oznaczającego stężenie pośmiertne, i zapowiada to w pewnym sensie potężną dawkę czarnego humoru.

„You’re young, you have your whole life ahead of you, and your anal cavity is still taut yet malleable.”

Już w pierwszym odcinku Morty musi dla dziadka przemycić w odbycie wielkie nasiona z innego wymiaru. Próbując przejść przez międzywymiarową kontrolę graniczną (sic!) Rick przekonuje młodego, że ten będzie strzelać do robotów, co w dość przerysowany sposób okazuje się nieprawdą. Zatem już w pilotażowym odcinku młody Morty podwójnie traci dziewictwo, używając dolnej części przewodu pokarmowego do transportu raczej sporych nasion, oraz mordując żywe, inteligentne istoty.

Samojebka z rzeczywistości, w której chomiki są inteligentną rasą mieszkającą w ludzkich tyłkach. Tak, wyobraźnia nie ma granic.

„Weddings are basically funerals with cake.”

Im dalej w serial, tym więcej pokręconego czarnego humoru, łącznie z eksterminacją całej Ziemi w jednym odcinku, jej zniewoleniem w innym, oraz wielokrotnymi zgonami głównych bohaterów lub ich rodziny. Rick przeżywa to wszystko bez mrugnięcia okiem, śliniąc się, bekając i ciągle popijając z butelki coś, co najprawdopodobniej jest alkoholem (choć jest wiele innych fanowskich teorii na ten temat). Morty z drugiej strony przejmuje się absolutnie wszystkim, jest neurotyczny, tchórzliwy i naiwny, ale potrafi nieźle zaskoczyć.

„Listen, I’m not the nicest guy in the universe, because I’m the smartest, and being nice is something stupid people do to hedge their bets.”

„Rick and Morty” to serial również balansujący swym humorem na skrzyżowaniu rasizmu, seksizmu, wulgaryzmów, złego wychowania i niesmaku. Robi to jednak w zupełnie innym stylu niż „Archer”.

„It’s like the N word and the C word had a baby and it was raised by all the bad words for Jews.”

„BoJack Horseman”

Ubearable, a więc transparent musi trzymać niedźwiedź (bear). Takich słownych gier jest pełno w tym serialu.

„BoJack Horseman” to na pierwszy rzut oka pojebana kreskówka. Koń głównym bohaterem, kocica jego agentką, chodzący i gadający pies. Koniecznie rzućcie okiem drugi raz. Tytułowy BoJack Horseman to wypalony aktor, gwiazda rodzinnej komedii sprzed lat, który topi smutki życia w alkoholu. Uciekło mu wszystko, co w życiu ważne: miłość, rodzina, szczęście. Jest zagubiony w kryzysie wieku średniego, samotności i wspomnieniach lepszych dni. Takie skrzyżowanie „Dnia świra” i „Californication”. Śmiech, ale przez łzy.

„The universe is a cruel, uncaring void. The key to being happy isn’t the search for meaning, it’s to just keep yourself busy with unimportant nonsense and eventually, you’ll be dead.”

To, że wiele postaci przewijających się przez plan jest uczłowieczonymi zwierzętami, jest jednocześnie metaforą i okazją do przezabawnych scenek i żartów. Większość z nich ma miejsce w tle, więc oglądajcie uważnie. Na przykład wilk w koszulce z napisem owca (po angielsku nasz „wilk w owczej skórze” to „wilk w owczym ubraniu”), krokodyl w crocsach, albo Beyoncé na gali Złotych Globów w towarzystwie Jay’a Zebry.

Zamaskowany wilk.

„You know, sometimes I feel like I was born with a leak, and any goodness I started with just slowly spilled out of me, and now it’s all gone. And I’ll never get it back in me. It’s too late. Life is a series of closing doors, isn’t it?”

Wszystkie żarty i żarciki, jakkolwiek płytkie czasami, służą temu, by trochę ten serial odciążyć. A ciężki, przygnębiający i smutny potrafi być niemiłosiernie. Niektóre odcinki opowiadają o uzależnieniu, inne o samotności, żalu, ambicji, niepowodzeniach. O mężczyźnie, który wiele w życiu spieprzył i wiele przegapił, mimo że wiele osiągnął. O wszechogarniającym smutku. Bez żartów byłby to serial dla zdecydowanych samobójców. Jakby to powiedział BoJack: „Well, that’s depressing.”

„What are you thinking about?” „Oh, just how nice it could have been if you’d chosen this life.”

Podsumowanie

Wszystkie powyżej opisane animacje oglądałem w wersjach oryginalnych, dlatego najbliższe mi są cytaty po angielsku. „BoJack” i „Rick and Morty” mają podobno całkiem niezły dubbing po polsku, za to „Archer” nie ma chyba nawet polskich napisów. Wszystkie trzy serie są dostępne w serwisie Netflix, dwie z nich zostały również przez Netflix wyprodukowane, jedynie „Rick and Morty” wyszedł ze studia Adult Swim.

Zdecydowanie polecam te kreskówki każdemu miłośnikowi absurdu i hiperbol, nawiązań do szeroko pojętej kultury, zakamuflowanych komentarzy do bieżących i minionych wydarzeń, gier słownych, jednozdaniowych żartów, dobrych puent, oraz momentów, w których zastanawiacie się, czy śmiać się w ogóle wypada, ale i tak się śmiejecie.

Bawcie się i… „Suck a dick, dumbshits!