Kanał Wojciecha Drewniaka na YouTube pomimo ciekawych treści czasami trudno mi oglądać. Kiedy zastanawiam się, dlaczego tak jest, gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl: „facet wrzeszczy do mnie, jakbym siedział w pokoju obok”. Można to przełknąć przy jednym, góra dwóch odcinkach, ale dłuższa sesja staje się męcząca. Niemniej treści „Historii bez cenzury” są na tyle interesujące i podane w ciekawy, luźny sposób, że często kanał odwiedzam. Dlatego podczas ostatniej akcji CzytajPL skusiłem się na słowo pisane, zakładając, że z książki trudniej będzie Wojtkowi na mnie nawrzeszczeć.
Przyznam, że było ciężko na początku. Odbiór książki był bardzo utrudniony przez styl wypowiedzi, właściwy dla podekscytowanego „jutubera”, siejącego słowami, niczym pijany afgański watażka kulami z kałacha. W połączeniu z nasyceniem tekstu słownictwem slangowym i ulicznym, porównaniami sportowymi i memowymi przerysowaniami, całość stanowiła wyzwanie. Jakże potraktować poważnie takie dzieło?
Z drugiej strony, żeby historia rzeczywiście była nauczycielką życia, trzeba ją w jakiś sposób poznać, nieprawdaż? Najlepsi nauczyciele rozumieją, że to nie daty są w dziejach najważniejsze, ale fakty, podjęte decyzje, mechanizmy, przyczyny konfliktów… A to są wszystko opowieści, w przytłaczającej większości niesamowicie pasjonujące. Nasi przodkowie wiedli życia z wykopem, więc może czasami warto również z wykopem opowiedzieć o ich przygodach?
Zatem nie traktujcie „Polskich koksów” jako skarbnicy historycznych detali, kopalni wiedzy czy rzetelnej pracy naukowej. Lepiej na tę publikację spojrzeć, jak na opowieść o dziesięciu wybitnych facetach, pełną ciekawostek, zabawnych opinii, podaną w sposób przystępny dla mniej zasiedziałych w książkach osobników. Ta zmiana nastawienia pozwoliła mi doczytać koksów do końca i nie żałuję.
Poznacie sylwetki dziesięciu twardzieli z przeszłości (i jednego futrzaka). Kolejne rozdziały, skupiając się na sprawach historycznie błahych (imprezy, zdobywanie dziewczyn, młodzieńcza kariera teatralna), przemycają sprawy wielkiej wagi, w które zaangażowany był każdy z bohaterów. Od Zawiszy Czarnego, przez Zamoyskiego, Kościuszkę, Bema, po Pileckiego. Bez zbędnego patosu, z szacunkiem do historii wyrażonym czystym entuzjazmem. Drewniak rysuje postaci niedoskonałe, jakimi są wszyscy bohaterowie. Jak ich marmurowe pomniki kalane są przez gołębie guano, tak życiorysy wielkich ludzi nie ograniczają się wyłącznie do wielkich czynów. O tym też warto pamiętać.
Owszem, nie znajdziecie tutaj bibliografii i odniesień do tekstów źródłowych, a rynsztokowy wręcz czasami język w zestawieniu z ostrzeżeniem przed skrótami myślowymi, podda sporo ciekawostek w wątpliwość. Ale jako początek zainteresowania historią? Jako dowód, że przeszłość to nie tylko czarno-białe fotografie i śmiertelnie poważne portrety wąsatych prapradziadów? Jako swego rodzaju przykład na ciągłość historii, sztafetę pokoleń, które o Polskę walczyły i które przekazały nam pałeczkę? Patrząc na książkę Wojtka w ten sposób, trudno nie stwierdzić, że jednak warto. Choćby dla przypomnienia, że sztafeta nadal trwa.