„Władca pierścieni” to dzieło liberalne, a jakże. Pierścień jest tam alegorią władzy. One ring to rule them all – w tym cytacie zawiera się wytłumaczenie żądzy Saurona, ale i motywy postępowania drużyny pierścienia. Wszak zniszczenie tego małego, złotego krążka jest równoznaczne z końcem władzy skupionej w jednych rękach, władzy absolutnej. Drużyna walczy o swoje prawo do odmienności, bo w świecie Śródziemia możesz być krasnoludem, elfem, człowiekiem, entem i żyć w spokoju. W Mordorze zaś wszystko jest w jednej koncepcji: szare, brzydkie i zniszczone do tego stopnia, że nasuwają się obrazy z PRLu, albo wręcz świata orwellowskich „utopii”. Można znaleźć i inne ciekawe skojarzenia. Taki Sauron potrafi dzielić i rządzić, nie lubi zbytnio ładnych elfów, tylko on podejmuje decyzje, ma do dyspozycji Nazgule, gotowe na wszystko na jego rozkaz… Gandalf za to obiecuje cuda, bo przecież jak zwyciężą to będzie druga Irlandia w Śródziemiu. Owszem, Gandalf nie miał problemów z rosnącymi cenami ropy czy żywności, nie użerał się ze związkami zawodowymi, ale za to Elfy mu emigrowały za morze i również palił zioło…
Oczywiście pierścień władzy może być także alegorią kobiety… Mimo jego nazwy.
Czy można w fantastyczny sposób pisać o polityce? Czy uzasadnione może być porównywanie polityków do wymyślonych postaci, a ich programów do fantasmagorii kiepskiego pisarza fantasy (bo do Tolkiena to w zasadzie profanacja)? Odpowiedź niestety jest twierdząca. Bywały okresy, w których ludzkość i jej przywódcy wiedzieli dokąd zmierzają i co pragną osiągnąć. Bywały też okresy totalnego (a nawet totalitarnego, nie tak dawno temu) otumanienia. Problemy czasów, w jakich przyszło nam żyć, to nie tylko głód, wojny, choroby cywilizacyjne, efekt cieplarniany, wysokie podatki czy impotencja. Najważniejszą bodaj chorobą dotykającą współczesnej rzeczywistości jest moda na abstrakcjonizm władzy. Abstrakcjonizm w malarstwie polegał na szukaniu nowych form, odejściu od tematu, od rzeczywistości. Innymi słowy forma przerosła treść. Konia z rzędem temu, kto wskaże mi z czystym sumieniem polityka, który ma więcej treści niż formy! Tu zapewne niektórzy już zaczęliby wyciągać palce, by zwrócić uwagę na nielicznych… Uprzedzę jednak zamieszanie i kłótnie, jakie mogłyby z tego wyniknąć. Rzecz w tym, że chodzi mi o konkretną treść. Sam mogę wymienić kilku polityków z wizją i z głową wypełnioną bardziej myśleniem o rządzeniu niż o PR, wyborcach, słupkach statystycznych, ale wszyscy są szurnięci!
Doświadczamy codziennie starć między opętanymi chęcią zrobienia nam dobrze za wszelką cenę. Doda reklamuje lody, aktorzy wyginają się niemożebnie na parkiecie… A właśnie – aktorzy. Nie umiesz grać – nikim nie będziesz. Gwiazda popu musi mieć teraz talent aktorski, bo robienie z siebie idioty jest w cenie, ale nie jest łatwe. Gwiazda telewizji musi mieć talent aktorski. Polityk też musi. Na współczesnej scenie życia nie wygrywa się bojów szlachetną sztuką oratorską, nie argument jest mieczem w dyskusji, o nie! Liczy się popularność – mierzona sprzedażą płyt, oglądalnością, słupkami poparcia, liczbą odsłon portalu… Książka nie może być dobra, bo jej nie kupisz. Książkę kupisz, gdy się najlepiej sprzedaje – jest bestsellerem. To może być największy „badziew” na świecie, ale się sprzedaje, a skoro się sprzedaje lepiej niż inni się sprzedają, to znaczy, że robi mi dobrze lepiej niż inni. Jeśli coś jest popularne i lubiane przez wielu ludzi, to musi być jakiś powód… Ciekawe jaki? – myśli przeciętny człowiek i wyciąga portfel, żeby sprawdzić.
Jak się to wszystko ma do polityki? Oj, bardzo… Gubernatorem Kaliforni nieprzypadkowo jest Arnold Schwarzenegger. My mamy w Sejmie i Senacie Tadeusza Rossa, Kazimierza Kutza i Janusza Dzięcioła, nie dlatego, że brak nam znanych aktorów, tylko żaden Linda, Lubaszenko ani Kondrat nie pchają się do władzy (za to Linda próbował śpiewać, a Kondrat reklamować – z różnym skutkiem). Po prostu, żeby się przebić trzeba być popularnym, a żeby być popularnym trzeba być lekko kopniętym i oryginalnym. No, nie udało się Januszowi Korwinowi-Mikke…
Wróćmy do sedna. Wszyscy jesteśmy winni. Politycy wiedzą, że można obiecywać, a potem się robi swoje, choć nie można o tym mówić za głośno, wyborcy też o tym wiedzą, bo wiele razy doświadczyli efektów. Obie strony wiedzą, że do niczego dobrego to nie prowadzi, ale się na to godzą. To jest dolus eventualis. Akceptacja możliwości spowodowania tragicznych konsekwencji. Złodziej podpala dom, choć wie, że może w nim być staruszek na wózku. Jeśli staruszek przeżyje mamy kradzież i podpalenie, ale jeśli staruszek zginie – złodziej jest winny również spowodowania śmierci. W polskiej polityce mamy kiełbasę wyborczą i lenistwo, ale czy ktoś odpowie za rzeczy, które można było zrobić, ale się ich nie zrobiło, kiedy będzie za późno? Nie, ponieważ kolejnym elementem abstrakcjonizmu władzy jest całkowity brak odpowiedzialności. Można obiecywać, rżnąć stażystki, wywoływać wojny, ładować się do samochodu przez bagażnik, uczyć ukraińską młodzież bełkotu, gadać od rzeczy o teutońskim zagrożeniu, dawać i brać łapówki, podtruwać kandydatów na prezydentów, obstawiać przedsiębiorstwa swoimi, a nieraz i cudzoswoimi (kolega Putin i kolega Schröder)….. Lista jest cholernie długa, a kara często żadna.
Władza istnieje po to, by podejmować decyzje. Władza monarsza, cesarska, autorytarna bądź totalitarna podejmuje decyzje według własnego widzimisię. Słuszne lub nie, ale nie boi się ich podejmować. Władza w demokracji to inna sprawa. Partie przedstawiają swój sposób rządzenia, projekty decyzji, które chcą podjąć – obywatele wybierają sobie najbliższe – wybrana władza realizuje to, co wybrała większość, z poszanowaniem mniejszości. Z tym, że po pierwsze, trzeba mieć program; po drugie, trzeba pamiętać, że stoi za nami wola większości i nie bać sie tego programu uskuteczniać. Jeśli zaś program przedstawiony przez wszystkie partie jest kiełbasą wyborczą, a nie projektami decyzji, to w jaki sposób mamy wybrać? Wybór między PO, PiS a SLD był oczywisty, bo z automatu odrzucam plucie jadem (PiS) i kolesiostwo (SLD). Żądam jednak realizacji programu! Nie wiem, czy politycy PO zdają sobie sprawę, że bez podjęcia odpowiednich, wybranych przez większość Narodu decyzji, zostaną tylko głupio uśmiechającą się bandą nierobów. Satysfakcja wyborców i szansa na wygranie kolejnej kadencji w swoim czasie są osiągalne tylko przez realizację podstawowych punktów programu wyborczego!
Czasami nachodzi mnie w urzędach ochota, by wyjąć Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej, przyłożyć do szyby, za którą siedzi nadęta pani…
Albo otworzyć przed politykami każdej partii z osobna i pokazać im konkretną stronę.
Naród suwerenem!
Nie chcę wybierać między uśmiechem a nienawiścią, kiedy żadna z opcji i tak nic poza tym nie posiada.
Naród suwerenem!
My was wybraliśmy nie ze względu na speców od public relations.
Naród suwerenem!
Dla nas macie pracować! Harować jak woły! W Sejmie, nie w telewizji! Głową, nie twarzą! Decydować, a nie rezygnować z decyzji! Rozmawiać, nie przegadywać się! Myśleć, nie mówić!
1 Reply to “Abstrakcjonizm władzy”