Giełda to świetny sposób na pomnożenie majątku. Inwestowanie z jednej strony jest skomplikowane, z drugiej jednak niezwykle proste – wszystko zależy od doświadczenia, cierpliwości i horyzontu inwestycyjnego.
Sam spędziłem mnóstwo czasu inwestując, poczynając od day-tradingu, poprzez forex, a na zwykłym długoterminowym kupowaniu akcji kończąc. Przeczytałem sporo książek, w tym między innymi Analizę Techniczną Rynków Finansowych Johna Murphy’ego, czy Kiedy Sprzedawać Akcje Donalda Cassidy’ego, ale mam też za sobą różne doświadczenia, miłe i niemiłe.
Napisałem na przykład bessową prognozę w 2007 roku i sprzedałem połowę akcji. Połowę zostawiłem sobie tylko po to, aby wiedzieć, co czuje inwestor z akcjami podczas bessy. I było to niezwykle pouczające – obserwowanie jak papiery tracą 50%, a potem 70%, a niektóre nawet więcej. Przeżyłem też pozytywne doświadczenie, kiedy po półtora roku bessy uznałem, że czas kupić więcej akcji i zarobiłem na nich od 100 do 200 procent. Przewidziałem też spadki ceny ropy naftowej w 2008 roku.
Akcji od dawna nie posiadam, oprócz małego pakietu BlackBerry, a ten wpis nie ma być zachętą do ich kupowania. Wręcz przeciwnie. Ten wpis to moja kolejna bessowa prognoza.
Giełdy poruszają się w cyklach – gdyby spadki i wzrosty twały tak samo długo, a szczyty i dołki występowałyby na tych samych poziomach, mielibyśmy cykle idealne. Tymczasem w trendach spadkowych ceny osiagają szybko szczyty i potem długo spadają do dołków, zaś w trendach wzrostowych ceny osiągają szczyty długo i w końcowej fazie cyklu. Fachowo nazywa się to lewą i prawą translacją wykresu giełdowego. W trendzie wzrostowym oznacza to tyle, że wzrosty trwają dłużej niż spadki, a w trendzie spadkowym krócej. W długoterminowym trendzie wzrostowym hossy trwają dłużej niż bessy.
Przykład? Wystarczy obejrzeć wykres indeksu S&P500 od początku jego istnienia, w skali logarytmicznej. Wieloletni trend wzrostowy z prawą translacją: hossy zwykle są znacznie dłuższe niż bessy. Hossa z lat 1988-2000 przyniosła wzrosty z 230 punktów do 1500, w dwanaście lat 552%. Po niej bessa 2000-2002 to spadek z 1500 punktów do 770, czyli o 48,66% w dwa lata. Kolejna hossa trwała pięć lat i wyniosła S&P500 z 770 na 1570 punktów (wzrost o 103%). I znów mieliśmy krótką bessę w latach 2007-2009, która sprowadziła indeks do 670 punktów (spadek o 57,32%).
Dochodzimy tu w zasadzie do puenty: hossa na nowojorskich giełdach papierów wartościowych trwa już siedem lat, S&P500 wzrósł z 670 do 2134 punktów (o 218,50%) i najwyższy czas na głębszą korektę. Rozsądny inwestor w takich momentach sprzedaje akcje, by kupić je znów półtora roku, dwa lata od rozpoczęcia spadków, kiedy ceny spadną średnio o połowę (to już zależy od poszczególnych spółek). Oczywiście siedem lat to nie najdłuższa hossa, a więc i ta może potrwać jeszcze dwa lub trzy lata. W ogólnym rozrachunku jednak należy się zastanowić nad szansami zarobienia pieniędzy. Czy większe są po dwóch latach bessy, czy po siedmiu latach hossy? Jaki jest stosunek potencjalnego zysku do potencjalnej straty kupując przy końcu bessy, a jaki przy końcu hossy? Pamiętajcie, by decyzje podejmować na własną rękę. Disclaimer: Ten wpis to moje prywatne przemyślenia i nie może służyć za jedyną podstawę rozumowania – to Wasze pieniądze!
W mojej pierwszej bessowej prognozie trafiłem dokładnie w moment i przewidziałem spadki w 2007 roku, choć przyznać muszę, że wykresy jakie wtedy nakreśliłem były, no cóż, zabawne. Niezależnie jednak od umiejętności i dostępnych narzędzi, intuicja doskonale podpowiadała mi, by napisać to, co wtedy napisałem. Intuicja wsparta doświadczeniem mówi mi dziś to samo: nie kupuj akcji, a jeśli je masz to sprzedawaj, bo nadchodzi mała zawierucha na rynkach. Koniecznie muszę dodać, że mogę się mylić, muszę też podkreślić, że jakiekolwiek dezycje związane z inwestowaniem, powinniście podejmować suwerennie, to Wy odpowiadacie za swoje oszczędności. Spadki, jak i dalsze wzrosty, może wywołać dowolny ważny czynnik, choćby wynik dzisiejszego referendum w sprawie dalszego członkowstwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, lub wynik wyborów prezydenckich w USA. Trzymajcie rękę na pulsie!