Kiedy jakiś czas temu napisałem na Twitterze, że prowadzę dziennik, kilka osób pytało czy online czy na papierze. Dwa miesiące temu kolega zadał mi jeszcze więcej pytań: o dziennik, o produktywność, o kursy online itp. Zmobilizował mnie tym samym do serii wpisów, lecz chyba na ten dzisiejszy czeka najbardziej. Jak więc jest z tym dziennikiem?
Jeszcze wcześniej, bo ponad rok temu, sam prosiłem o sugestie, który wybór jest lepszy: aplikacja czy papierowy dziennik. Za rozwiązaniem cyfrowym przemawiała synchronizacja, czyli dostęp z kilku urządzeń; ochrona hasłem i przede wszystkim sam fakt, że smartfon mam przy sobie cały czas.
Rozwiązanie papierowe, poza coraz rzadszą obecnie przyjemnością pisania odręcznego, w tamtym momencie nie dawało mi nic więcej. Konieczność noszenia ze sobą notatnika i długopisu wydawała mi się dodatkowym obciążeniem.
Dwunastego listopada 2015 zacząłem więc prowadzić dziennik w Evernote. Mogłem go aktualizować codziennie z Honor 7, z BlackBerry albo z peceta. Niestety źle zacząłem, moim zdaniem, ponieważ mój dziennik był w formie jednej notatki.
W Evernote można zakładać notatniki przeznaczone do różnych celów. Mogłem zatem założyć notatnik “Dziennik” i dodawać tam każdy wpis jako osobną notatkę z datą w tytule. Tymczasem założyłem notatkę o tytule dziennik, która po kilku miesiącach urosła do kilkudziesięciu stron A4.
W międzyczasie Evernote ograniczyło synchronizację w aplikacjach do dwu urządzeń w wersji darmowej. Ta zmiana, sama w sobie może nie problematyczna, uzmysłowiła mi jedną wadę rozwiązań cyfrowych. Otóż firmy bankrutują, a aplikacje nawet najwiekszych firm czasami bywają likwidowane. Jeśli Evernote nie będzie dochodowe, to w każdej chwili może po prostu zniknąć wraz z moimi zapiskami, być może z wielu lat.
Powodowany niewygodą przeglądania dziennika w formie cyfrowej i obawami o trwałość notatek, zwróciłem uwagę na tradycyjne metody. Przyznam, że ujęła mnie idea sięgania na półkę po dziennik sprzed lat. No i odręczne pisanie! Nauka dowodzi, że odręczne pisanie pomaga zapamiętywać. I tak mniej więcej trzy i pół miesiąca temu trafiłem w sieci na artykuł o Bullet Journal .
Gdybym miał podsumować Bullet Journal jednym zdaniem, to jest to niezwykle elastyczna metoda prowadzenia dziennika. Wymyślił i opatentował ją Amerykanin, Ryder Carroll, ponad cztery lata temu. Jak sam powiedział o swojej metodzie w tym wywiadzie dla Evernote, bullet journal służy zbieraniu myśli, oraz pomaga odtworzyć przeszłość, zorganizować teraźniejszość i planować przyszłość.
Dla mnie BuJo jest uwolnieniem się od z góry narzuconych planerów i kalendarzy. Często jednego dnia mam do napisania więcej, niż jest w nich przeznaczonego na ów dzień miejsca. W inne dni nie piszę prawie wcale i przestrzeń pozostaje pusta. Poza tym, cokolwiek sobie wymyślę: listę urodzin, książek do przeczytania, miejsc do zwiedzenia, filmów; wystarczy na kolejnej stronie zacząć pisać i numer tej strony dodać do indeksu.
Jak zatem działa bullet journal? Na pierwszej stronie mamy indeks. Na drugiej tzw. Future Log, gdzie zapisujemy rzeczy do zrobienia w najbliższej przyszłości. Potem jest Monthly Log, czyli po prostu kalendarz z bieżącym miesiącem. No i Daily Log, czyli właściwy dziennik. To są podstawowe moduły.
Bullet journal bierze swoją nazwę od bullet points, czyli kropek, którymi zaznaczamy zadania. Otwieramy sobie Daily Log na dzisiejszym dniu i piszemy stawiając kropkę dla zadania, kreskę dla notatki, kółko dla wydarzenia… Zobaczcie na klucz z ostatniej strony mojego dziennika. Można dodać do klucza własne symbole, aczkolwiek ja lubię zasadę keep it simple, albo less is more.
Wolność, jaką daje BuJo, jest przeogromna. Ludzie w swoich dziennikach rysują, dodają nowe moduły (na przykład Weekly Log), wymyślają nowe znaczniki. Metodę tę łatwo jest dostosować do własnych potrzeb. Najważniejsze by zacząć – później okaże się, czy czegoś brakuje w dzienniku i zawsze można to dodać. U mnie było to śledzenie cotygodniowych aktywności: postu, blogowania, ćwiczeń… Tak to rozwiązałem.
Odkąd zacząłem korzystać z bullet journal, przestałem prowadzić dziennik w Evernote i mam już ponad czterdzieści zapisanych stron. Ponadto realizuję o wiele więcej zadań niż udawało mi się dotychczas. Korzyści znacznie przewyższają konieczność noszenia notatnika Moleskine i długopisu od czasu do czasu.
Ważne: gdybyście przypadkiem znaleźli w internecie zdjęcia co ładniejszych dzienników prowadzonych metodą BuJo, nie zrażajcie się! Niektórzy z prowadzących te dzienniki to graficy, projektanci, rysownicy – a tu nie chodzi o to, by było ładnie. Bullet journal ma przede wszystkim dopasować się do użytkownika i być dla niego dziennikiem idealnym.
Jak wy sobie radzicie z ogarnianiem własnych planów, zadań i myśli? Dziennik, pamiętnik, luźne notatki, dyktafon? Napiszcie w komentarzach!