Jest w ludzkości jakieś głębokie pragnienie nawiązania kontaktu z istotami pozaziemskimi. Prawdopodobnie kryje się za nim przejmujący strach przed byciem jedyną inteligentną rasą w kosmosie. Przed samotnością. Jest też dużo obaw, gdyż cywilizacja na tyle rozwinięta by nas odwiedzić, prawdopodobnie mogłaby nas potraktować jak Europejczycy rdzennych Amerykanów. Ileż to książek i filmów poruszało temat inwazji obcych?
Kiedy w dwunastu różnych miejscach na planecie pojawiają się wielkie, wiszące w powietrzu pozaziemskie obeliski, słowo inwazja musi być jednym z pierwszych przychodzących na myśl. Ponieważ jednak obeliski nie strzelają, a raz dziennie otwierają zachęcająco wejście, ktoś wpada na pomysł, że przydałaby się pomoc lingwisty.
Grana przez Amy Adams Louise Banks zna się na językach jak mało kto i zostaje wybrana przez amerykańską armię na tłumaczkę języka przybyszów. Do pomocy Louise przydzielony zostaje fizyk Ian Donelly (Jeremy Renner).
„Arrival” to nareszcie świeży powiew w science fiction, szczególnie w tej części gatunku o odwiedzinach gości z innych planet. Bohaterem nie jest tutaj dowcipkujący i głupawo ryzykujący baniak testosteronu z zamiłowaniem do pistoletów, wybuchów i ekstremalnych prędkości. Denis Villeneuve, reżyser mający na swoim koncie między innymi „Sicario”, we wciągający sposób opowiada historię o tym, że aby spróbować kogoś zrozumieć, należy najpierw zadawać pytania, a nie sięgać od razu po broń.
Jest w tym filmie odpowiednia doza tajemnicy, napięcia i poczucia zagrożenia. Jest też ujmująca wrażliwość i spokój bohaterki, próbującej zrozumieć coś nieprawdopodobnie trudnego do ogarnięcia. Jest pochwała rozumu nad strachem. I jest klimat.
Podejście do kontaktu z kosmitami z punktu widzenia lingwistyki również bardzo przypadło mi do gustu. Niewątpliwie opanowanie języka obcego uczy sposobu myślenia kultury nim się posługującej. Weźmy angielski, w którym zdanie „I’m meeting up with a friend” nie zdradza, czy spotykam się z przyjacielem czy przyjaciółką, a dopytywanie się jest w złym tonie. Jak wpływa na myślenie użycie czasownika w czasie teraźniejszym do mówienia o przyszłości (język chiński), albo posiadanie tylko trzech liczebników: z grubsza jeden, ciut więcej niż jeden, dużo więcej niż jeden (Pirahã)? Sam fakt, że „la macchina” to we włoskim rodzaj żeński, zmienia podejście włoskich mężczyzn do samochodów. Język koreański ma sześć różnych sposobów zwracania się do kogoś, w zależności od relacji z tą osobą.
Czy w ogóle możliwe jest odcyfrowanie pisma obcych? Jak zrozumieć ich intencje? Co jeśli te dwanaście statków to początek końca ludzkości?
„Arrival” otrzymał osiem nominacji do Oscarów i statuetkę za edycję dźwięku. Ze swojej strony polecam ten film, bo jest czymś, czego w sci-fi ostatnio brakuje. Alegorią.
P.S. Za diabła nie wiem skąd polskie tłumaczenie tego filmu. „Nowy początek”? Serio?