Pozwólcie się dzieciom bawić. Kilka słów o Halloween.

Jak co roku w okolicach Święta Zmarłych w Polsce rozpala się na nowo dyskusja o Halloween. Jednym nie przeszkadza, dla innych jest wręcz kulturowym zamachem na polską tradycję, symbolem wszystkiego, co złe w kapitalistycznym Zachodzie, a do tego czystym pogaństwem. Jako osoba, która w dzieciństwie chodziła z szopką kolędować, a nawet po dyngusie (sic!) przybijając ludziom krzyżyki do drzwi, mam kilka uwag co do wad i zalet obchodzenia wigilii Święta Zmarłych.

Halloween nie jest pogańskie.

Sama nazwa oznacza po prostu wigilię Wszystkich Świętych. Halloween to szkocki skrót od Allhallow-even, czyli Wigilii Wszystkich Świętych, zawsze ostatniego dnia października. Ktoś powie, że korzenie tego święta sięgają celtyckich obrzędów Samhain, oddzielających sezon zbiorów od nadchodzącej zimy.

No i? Chrześcijaństwo zachodnie, do którego Polska zalicza się, odkąd przyjęła chrzest w obrządku katolickim, na terenach celtyckich wchłonęło tamtejsze tradycje, a na słowiańskich nasze pogańskie rytuały. Nie bez powodu Boże Narodzenie odbywa się w noc przesilenia zimowego. Czego niby sięgają korzenie kolędowania? W krótkim opracowaniu do wystawy w toruńskim Muzeum Etnograficznym „Akwizytorzy szczęścia. O dawnych i współczesnych kolędnikach” autorzy piszą, że najwcześniejsze pisemne świadectwa kolędy pojawiają się w okolicach trzynastego wieku i są opisywane przez kaznodziejów z dezaprobatą jako pogańskie rytuały magiczne! Od wieków chodzenie po domach miało zapewnić dostatek i szczęście, a nieraz stanowiło swego rodzaju rytuał godowy, w którym kolędnikami mogli być wyłącznie chłopcy odwiedzający najchętniej domy z pannami na wydaniu. Warto dodać, że to nie jest wyłącznie polska tradycja, a odpowiedniki można zaobserwować od Macedonii i Serbii po Austrię i Ukrainę.

Kolędowanie ma zatem kontekst magiczny i seksualny, a nie razi obrońców polskości wyłącznie, dlatego że to jest nasze, swojskie. Podnoszenie jednak takich argumentów przeciwko Halloween jest absurdalne.

Dlaczego kolędowanie zanika?

Powiedzcie mi konkretnie, w jaki dzień mogą chodzić po domach kolędnicy? Nie wiecie? Bo nie ma jednego ustalonego dnia. Dlatego coś potencjalnie fajnego zmienia się w obleganie domów przez kolędników przez niemal kilkanaście dni! Kiedy dzieci widzą rodziców przeklinających pod nosem, że kurła znowu ci kolędnicy, to raczej maleje ochota na chodzenie po domach, nie?

Przyjmowanie kolędników na Białorusi. М. Гермашев [Domena publiczna]

Do tego cały casus czy dziewczynki mogą kolędować, czy nie. Tak, kiedyś to byli tylko chłopcy, ale nie wpuścić do domu dziewczynek z szopką z przyczyn ideologicznych, to jednak skurwysyństwo pierwszej klasy. Potem nie dziwmy się, że żeńska połowa dzieciaków woli Halloween od kolędowania.

Na koniec pozostaje pytanie, ile dać pieniędzy? Ten dał tyle, tamten więcej. Zaczyna się typowo polski konkurs: zastaw się, a postaw się. Wierzcie mi, garść cukierków jest łatwiejszą i bardziej demokratyczną walutą.

Jeśli nie chcecie, by kolędowanie zanikło, trzeba je pozytywnie promować (kino, kreskówki), ustalić jeden dzień, kiedy można to robić, a na końcu wyeliminować pieniądze, jako formę wynagrodzenia dzieciaków; a nie odbierać dzieciom radość z Halloween i na siłę zmuszać do budowania szopki. Nie tędy droga.

Co dzieci mają z chodzenia po domach?

Kontakt ze społecznością.

Bez znaczenia, czy to będzie kolędowanie, chodzenie po dyngusie, czy „cukierek albo psikus” — dzieciakom na dobre wychodzi odwiedzanie sąsiadów i najbliższej społeczności. Mogą się dowiedzieć, kto jest bucem, a kto miłym człowiekiem, poczuć, że bardziej przynależą, ogrzać się przy cieple sąsiedzkich domów. To jest nieoceniona wartość.

Nie tylko dzieci poznają okolicę, ale sąsiedzi poznają nasze dzieci, a każde takie spotkanie buduje relację na przyszłość. Tutaj nawet nie ma znaczenia, czy dziecko otrzyma w ramach drobnego podarunku kiełbasę i jajka (dyngus), pieniądze (kolędowanie, wcześniej również dawało się raczej jedzenie), czy wreszcie słodycze. Najważniejszym jest akt dawania i otrzymywania, z jednej strony swego rodzaju inwestycja w przyszłość społeczności, z drugiej okazanie dobroci, z trzeciej budowanie zaufania.

Kreatywne spędzenie czasu.

Zauważcie, że w żadnym z omawianych zwyczajów dzieciaki nie dostają bonusów za nic. Muszą się wykazać kreatywnością i odwagą. Oczywiście zadanie kolędników przebija poziomem trudności wszystkie inne: zaplanować wcześniej i zbudować piękną szopkę, ogarnąć ciekawe przebrania, a na koniec niezgorzej zaśpiewać kolędy. Dużo planowania, pracy i odwagi.

Z drugiej strony Halloween także oferuje kreatywne zajęcia dla dzieci i dorosłych: rzeźbienie dyni, przygotowanie kostiumów, a także wiele zabaw przypominających w swym założeniu nasze andrzejkowe rozrywki.

Wzmacnianie przyjaźni.

Tak jak kolędnicy nie chodzą w pojedynkę, tak i w Halloween dzieciaki zbierają cukierki grupkami. Każda taka aktywność wzmacnia przyjaźnie między rówieśnikami, jest pewnego rodzaju przygodą, którą będzie się pamiętać latami.

Ja tak pamiętam pukanie do drzwi z szopką i przybijanie krzyżyków w Dyngusa. Pamiętam też tych dziwnych, chamskich ludzi, którzy z paskudnymi minami odmawiali wpuszczenia kolędników.

Nie bądźcie tymi ludźmi dla dzieciaków krzyczących z radością „cukierek albo psikus!”. Pozwólcie się dzieciom bawić.


Photo by Conner Baker on Unsplash