Żyję w Manchesterze od niemal trzech lat, a nigdy nie napisałem na blogu ani słowa o tym mieście. Czas to zmienić. Pytacie mnie o angielską pogodę i co tu można robić. Postaram się po części odpowiedzieć na te pytania, po części wyrazić czym dla mnie jest druga metropolia Anglii.
Pogoda
Zacznijmy od pogody. Leje. Deszcz pada często, czasami kilka razy dziennie, czasami kilka dni bez przerwy. Jak powiedziałby prawdziwy Manc (czytaj Mank), czyli rodowity mieszkaniec Manchesteru, szczy z nieba. Zdarzają się jednak okresy dwu, trzech tygodni bez deszczu — im bliżej lata, tym większe prawdopodobieństwo ich wystąpienia. To niekoniecznie oznacza bezchmurny nieboskłon, ale you can’t always get what you want.
Klimat jest mimo wszystko łagodniejszy niż w Polsce, ponieważ zima rzadko bywa mroźna, a lato upalne. W zimie po prostu jest zimniej i częściej pada deszcz. Śnieg sypnie dwa razy w roku i po godzinie zniknie. Przynajmniej tak jest, odkąd tu przyjechałem.
Gdyby popatrzeć wyłącznie na średnią rocznych opadów, to wcale nie wygląda to dużo gorzej niż choćby w Krakowie. Według danych z ostatnich lat w Manchesterze w ciągu roku spada 867 milimetrów wody, co czyni to miasto ósmym najbardziej deszczowym w Wielkiej Brytanii (pierwsze miejsce ma Glasgow z 1120 mm rocznie). Statystycznie leje choć trochę przez 152 dni w roku i pod tym względem gorzej jest tylko w Glasgow (170 dni), Huddersfield (154) i Preston (153). Dla porównania, średnia opadów w Polsce to 600 mm, ale taki Kraków ma rocznie 740 mm, Katowice 808 mm, Bielsko-Biała 914 mm, a najbardziej deszczowe w kraju Zakopane — 994 mm. Te teoretycznie niewielkie różnice średnich w praktyce oznaczają, że w Manchesterze prawie nie rozstaję się z kurtką przeciwdeszczową. Głównie z powodu zachmurzenia, które występuje niemal codziennie i nie sposób przewidzieć czy będzie jakiś opad.
Powyższe nie jest dla mnie problemem. Bardziej uciążliwe są stęchlizna i pleśń, o które bardzo łatwo w warunkach powszechnej wilgoci. Da się nad nimi zapanować, dbając o malowanie ścian specjalnymi farbami i używając odwilżaczy powietrza w domu. Moje mieszkanie jest częścią stuletniego osiedla bloków z cegły i wilgoć to główny wróg, lecz widziałem pleśń także na sufitach łazienek dużo nowszych mieszkań. Takie uroki życia na Wyspach Brytyjskich.
Jakim miastem jest Manchester?
Trochę historii
Wszystko zaczęło się mniej więcej w 79 roku, kiedy Rzymianie zbudowali drewniany fort, by chronić szlak handlowy między Chester a Yorkiem. Stanął na wzgórzu w kształcie piersi i stąd jego nazwa Mamuncium (przedrostek mamm-, jak choćby u ssaków — mammals), lub Mancunium. Dzisiejsza końcówka -chester to pozostałość staroangielskiego caester, które znów pochodzi od rzymskiego castrum, a oznacza fort.
(Na marginesie: angielskie słowo castle, a co za tym idzie polski kasztel i kasztelan również pochodzą od łacińskiego castrum, a właściwie jego zdrobnienia castellum, które do Francji dotarło w formie castel.)
Rzymianie opuścili Brytanię w 407 roku i na kilkaset lat ślad się urywa. Wzmianki o ziemiach dookoła Mamecester pojawiają się w okolicy roku 1080. W 1301 Manchester uzyskał prawa miejskie, jako borough (i znów oznacza to fortyfikację, tym razem od niemieckiego burg — Strasburg, Hamburg, Edynburg).
Etos miasta
Obecnie sam Manchester ma ponad pół miliona mieszkańców, ale obszar metropolitalny Greater Manchester zamieszkuje około 2,8 miliona ludzi. Tutaj biło serce rewolucji przemysłowej. Chapel Street w Salford jako pierwsza na świecie miała gazowe oświetlenie w 1805 roku. Tutaj John Dalton sformułował atomistyczną teorię materii w 1803. Tutaj otwarto pierwsze na świecie połączenie kolejowe, po którym na całej trasie pociągi poruszały się tylko dzięki lokomotywom parowym. Tutaj sformułowano tzw. Zasady z Rochdale, które dały podwaliny współczesnemu ruchowi spółdzielczemu. Tu utworzono pierwszą na świecie profesjonalną ligę piłkarską. Tu w 1904 Frederick Royce założył z Charlesem Rollsem znaną firmę motoryzacyjną. To tu, na University of Manchester, sto lat temu Ernest Rutherford podzielił atom i odkrył proton. I wreszcie w 2010 naukowcy z tego samego uniwersytetu otrzymali nagrodę Nobla za odkrycie grafenu. Imponujące, nieprawdaż? Tu znajdziecie więcej rzeczy, które pierwsze wydarzyły się w Manchesterze.
Poczucie pionierstwa w nauce i przemyśle jest częścią tożsamości mieszkańców Mancunii. Kolejnym jej elementem jest pracowitość, wyrażona dwukrotnie w herbie miasta: pod postacią siedmiu pszczół na tle Ziemi w klejnocie herbu oraz w dewizie Concilio et labore (z łac. Myślą i pracą). Można te busy bees zobaczyć w całym mieście, od mostów po kosze na śmieci. Duch przedsiębiorczości i pracy przenika ulice szklano-ceglanego krajobrazu za dnia, a w nocy zastępuje go duch zabawy, zgodnie z inną, nieoficjalną dewizą: work hard, party hard (z ang. Ciężko pracuj, ciężko imprezuj).
Ta atmosfera jest dla mnie powiewem świeżości po krakowskim spleenie, bohemie, smutnym zadumaniu nad kieliszkiem, przebijającym się wszędzie przeintelektualizowaniem w oparach smogu. Smok wawelski został otruty cielęciem wypchanym siarką I smołą, Kraków dla podtrzymania tradycji truje się tlenkiem siarki. Kocham Kraków, ale jest to trudna miłość. Dużo łatwiejsza zdalnie.
Inne zalety (i wady)
Trzy lotniska w zasięgu godziny jazdy: Manchester, Liverpool i Leeds. Trzy uniwersytety w samym city: University of Manchester, Manchester Metropolitan University i Royal Northern College of Music; oraz trzy kolejne w aglomeracji: University of Salford, University of Bolton i University of Law. Pół godziny pociągiem do parku narodowego Peak District, gdzie często jeżdżę. Cała ulica curry, chińska dzielnica, masa lokalnych browarów, sklepy z winylami w Northern Quarter. Mnogość restauracji, bogate nocne życie… Świetnie wyposażona Centralna Biblioteka.
Komunikacja miejska jest za to gorzej zorganizowana niż choćby w Krakowie. Każda firma autobusowa ma własne bilety jednoprzejazdowe, dzienne, tygodniowe i miesięczne. Istnieją linie autobusowe obsługiwane przez kilka firm, co oznacza konieczność zakupu wielu biletów. Jest na to rozwiązanie w postaci karty Get Me There (wcześniej zwanej jako System One), która pozwala w niewiele większej cenie nabyć bilet tygodniowy lub miesięczny na wszystkie firmy autobusowe. Wielokrotnie widziałem jednak ludzi zupełnie nieświadomych jej istnienia — dla nich pozostaje zakup dziennego biletu na wszystkie autobusy u kierowcy. Ponadto każdy przystanek jest na żądanie i jeśli nie machniesz ręką, autobus się nie zatrzyma (ma to swoje plusy, bo przystanki są co 200 metrów i nie chcielibyście co chwilę stawać). Niestety autobusy kursują niezależnie od rozkładów jazdy. No, może starają się, ale rzadko im wychodzi. Za to jeżdżą dosyć często, więc…
Poczytaj więcej o komuniakcji publicznej w Manchesterze: o autobusach, o tramwajach i o pociągach.
Pod względem liczby ludności aglomeracja Manchesteru jest druga w Królestwie po Londynie. Nie czuć tej wielkości w Manchesterze. Łatwo można się przemieszczać po centrum na piechotę. Z kolei, jeśli chcielibyście się przedostać z Bolton na północnym zachodzie do Stockport na południu, do tego w godzinach szczytu… Cóż, może to trochę potrwać.
Co ciekawego można tu robić?
Miasto, z którego wyszły zespoły Oasis, Joy Division czy Stone Roses najbardziej słynie chyba mimo wszystko z piłki nożnej. Znajdujące się po przeciwnych stronach miasta stadiony musi zobaczyć fan futbolu, niezależnie od tego, czy kibicuje United, czy City.
Na uwagę zasługują tutejsze muzea, w szczególności Muzeum Nauki i Przemysłu (Museum of Science and Industry) oraz Manchester Museum. Wstęp do obydwu jest darmowy, a ekspozycje zachwycające. Znajdziecie tu także wiele galerii i pomniejszych muzeów jak choćby muzeum futbolu. Możecie też w Castlefield zobaczyć ruiny fortu rzymskiego, o którym pisałem na początku wpisu. Oto wyczerpująca lista: https://www.visitmanchester.com/things-to-see-and-do/attractions/museums-and-galleries
Miłośnicy dobrego jedzenia koniecznie muszą odwiedzić Curry Mile. Zwyczajowo nazywa się tak fragment Wilmslow Road, na którym upakowano obok siebie tyle miejsc z kuchnią orientalną, że nie sposób spróbować wszystkiego w krótkim czasie. Dania pakistańskie, libańskie, indyjskie, tureckie i wiele innych. Drugim obowiązkowym przystankiem każdego foodie będzie z pewnością Chinatown, gdzie pełno miejsc serwujących wyśmienite dim sum oraz inne dania kuchni chińskiej. Oprócz tego w całej aglomeracji są dosłownie setki jadłodajni take-away serwujących jedzenie z całego świata; nie brakuje też bardziej wykwintnych restauracji dla ludzi o zasobniejszych portfelach. Ta niesamowita różnorodność smaków, tekstur i zapachów widzi mi się największą zaletą wielokulturowego miasta.
Nie jestem jakimś zawołanym fanem nocnego życia, ale wiem, że istnieje ono w Manchesterze. Popularne kluby, jak choćby Revolution de Cuba, Bird Cage i inne, przeżywają prawdziwe oblężenie w weekendy. Dosłowne oblężenie. Dowody na to, jak Mancunians uskuteczniają party hard, nieraz obiegały świat. Warto dodać, że społeczność LGBT ma tutaj całą dzielnicę pubów, knajp i klubów, zwaną Gay Village.
Mówiąc o nocnym życiu, muszę napisać coś o tutejszych pubach, a jest ich wiele. Mamy najmniejszy w Europie pub — The Circus Tavern, mamy też największy pub w Brytanii, a może i w Europie — The Moon Under Water (to w nim robiłem ludziom zdjęcia za pieniądze!). Niektóre puby należą do sieci Wetherspoons, lecz jest sporo niezależnych, z których część warzy własne piwa (jak choćby wspaniały Sinclairs Oyster Pub, w którym pintę wypijecie za dwa funty, a i wybór zaspokoi niejednego).
Miłośnicy architektury chętnie zobaczą katedrę Manchesterską, bibliotekę Central Library, budynek Rady Miasta, drapacz chmur Beetham Tower, John Rylands Library, Old Smithfield Market, Royal Exchange Building, czy plac Shambles z pubami niedaleko katedry. Tutaj znajdziecie listę z opisami: http://huddled.co.uk/2014/05/11-architectural-gems-manchester-city-centre/
Jest też dawny port Manchester przemianowany na doki Salford (Salford Quays), dokąd przeniosło część swojej działalności BBC i tak powstało Media City, najbezpieczniejszy i jeden z ładniejszych zakątków Manchesteru.
Na koniec zawsze można wsiąść do pociągu na dworcu Piccadilly i w pół godziny znaleźć się w Peak District, parku narodowym pełnym owiec, wspaniałych wzgórz i kilometrów do przejścia. Tam znajduję tak potrzebne czasami chwile wyciszenia i powrotu do natury.
Czym dla mnie jest Manchester?
Po niemal trzech latach okazuje się, że etos Manchesteru bardzo pomaga w ciężkiej pracy nad sobą. Duch tego miasta dodaje energii, kiedy człowiek wychodzi z dołka, wyznacza sobie nowe cele i zmienia własne życie. Tutaj pierwszy raz robiłem zdjęcia za pieniądze, miałem pierwszą sesję zdjęciową z modelką i będę miał pierwszą sesję ciążową. Tutaj zacząłem pościć co tydzień i codziennie prowadzić dziennik. Tutaj wróciłem do pisania na blogu co tydzień. Każdy potrzebuje raz na jakiś czas przemeblowania w życiu, i dla mnie Manchester jest ostoją, dzięki której przemeblowanie wyszło mi na dobre. Jest też niezłą bazą wypadową do podróży po świecie (te trzy lotniska, w porywach do czterech, jeśli liczyć Birmingham). W Manchesterze też pożegnałem się ze swoim psem, który zapewne teraz biega po psim niebie wąchając każdą kępkę trawy i zjadając, co znajdzie. Mancunia to także przygoda i dopóki trwa, to na razie tu pozostanę.