Odpierdolcie się od prawa wyborczego emigrantów!

Temat wraca jak bumerang przy każdych wyborach w Polsce. Emigranci nie powinni mieć prawa wyborczego. Nie płacą podatków, nie ponoszą konsekwencji wyniku głosowania, głosują na inną opcję polityczną, a w ogóle wyjechali z kraju, więc kij im przysłowiowy w oko. W skrócie: nie mieszkasz w Polsce, nie mieszaj w Polsce. Ten tekst jest o tym, dlaczego to nie są argumenty, a jakieś rozżalone, zawistne, nielogiczne i pozbawione podstawowej empatii pierdololo. Możecie linkować każdemu, kto przy tych czy kolejnych wyborach wyskoczy z pomysłem odebrania prawa wyborczego Polakom mieszkającym za granicą.

Wyjechali, to niech nie głosują!

Zacznijmy od najgłupszego „argumentu”, to będziemy mieli z górki. Wyjechali, to dlaczego tu głosują? No więc głosować mogą wszyscy polscy obywatele powyżej osiemnastego roku życia i niepozbawieni praw publicznych. Wyobraźcie sobie, że nawet Niemiec, Rosjanin, Ukrainiec, muzułmanin, żyd, świadek Jehowy i kobieta może głosować w wyborach w Rzeczpospolitej Polskiej, jeśli ma polskie obywatelstwo. Obywatelstwo, wiecie, prawo do polskiego paszportu, numer pesel, być może nawet dowód osobisty. W naszym pięknym kraju obowiązują trzy cenzusy wyborcze: obywatelstwa, wieku i pełni praw publicznych.

Pocztówka z 1907-1918. Źródło: Biblioteka Narodowa.

Tak to wygląda w większości normalnych państw. Na przestrzeni lat poszczególne grupy społeczne wywalczyły zniesienie kolejnych ograniczeń powszechności wyborów i tak zlikwidowano cenzusy majątku, rasy, płci, pochodzenia, wyznania itd. Było tego trochę. Ludzie lubią odbierać sobie nawzajem prawa. Jakoś tak wyszło, że, w wyniku walk klasowych, rewolucji, feminizmu i traumatycznych doświadczeń dwudziestego wieku, ludzkość uznała pozostałe cenzusy za niesprawiedliwie wykluczające. Podsumowując, w danym państwie głosują oczywiście wyłącznie jego obywatele, najlepiej by byli w minimalnym wieku dającym jako takie ogarnianie, o co w ogóle w wyborach chodzi, oraz posiadający pełnię praw publicznych.

Ściągawka dla idiotów:

Nie wiesz, dlaczego ktoś wyjechał z Polski, na jak długo, ani czy planuje wrócić. Nie wiesz, czy ma w Polsce interesy, dużą część rodziny, nieruchomości. Nie wiesz, jak często emigrant Polskę odwiedza, ani ile pieniędzy do Polski przesyła. Wreszcie miejsce zamieszkania nie eliminuje troski o Ojczyznę. Nic nie wiesz, więc odpierdol się od prawa wyborczego emigrantów.

Bo nie płacą w Polsce podatków!

Uwaga, wchodzimy na nieco wyższy poziom. Kiedy zwolennik pozbawienia emigrantów ich praw wyborczych napotka na swojej drodze kilka pytań, czasami sięga po „argument” podatkowy. No bo jak długo trzeba być za granicą, by stracić prawo wyborcze? Dziesięć lat? Rok? Dwa tygodnie we Włoszech i już? A może prawdziwy Polak patriota nie powinien w ogóle opuszczać granic kraju? „Nie dajmy się zwariować”, mówi na to taki człowiek, „nie chodzi o turystów, tylko ludzi, którzy postanowili na stałe wyjechać”. Acha, czyli teraz mamy zajrzeć każdemu do głowy, by sprawdzić, kto wyjechał na kilka lat, a kto na stałe, a potem zajrzeć do szklanej kuli, by upewnić się, że żaden emigrant w międzyczasie nie zmieni zdania? I tu zwykle pojawiają się podatki.

Człowiek nielubiący Polaków radzących sobie lepiej lub gorzej na obczyźnie zaczyna gadać o centrum życia, siedzibie i obowiązkowo zawsze o podatkach. Przecież emigranci nie płacą w Polsce podatków, więc dlaczego mogą decydować o tym, jak pieniądze z moich podatków są wydawane? Takiemu trzeba łopatą do głowy tłuc, że podatki to nie tylko PIT i ZUS. Emigranci płacą VAT, bo kupują polskie produkty. Emigranci płacą podatki od nieruchomości, które zostały przecież w Polsce. Emigranci wysyłają do kraju pieniądze, które biorą następnie udział w obrocie gospodarczym. Podatek spadkowy, opłaty za dokumenty, opłaty sądowe i notarialne, opłaty za autostrady, akcyza w cenie alkoholu, papierosów, paliwa, podatek od zysków kapitałowych… Poza tym, co z ludźmi mieszkającymi w Polsce i nie płacącymi podatków? Czy po zabraniu prawa wyborczego emigrantom, ktoś im odda podatki zapłacone przed wyjazdem za granicę? Jeśli ktoś twierdzi, że Polacy mieszkający za granicą nie płacą w Polsce podatków, to od razu wiecie, że macie do czynienia z idiotą, który powinien się odpierdolić od prawa wyborczego emigrantów.

Ale nie ponoszą konsekwencji swoich wyborów!

Znów pudło. Każdy emigrant, który ma w Polsce rodzinę, nieruchomości czy interesy, albo planuje kiedykolwiek powrót do Ojczyzny, ponosi pośrednio lub bezpośrednio konsekwencje tego, kto w kraju doszedł do władzy. Tu naprawdę nie trzeba dużej wyobraźni, ludzie. Wystarczy, że władzę zdobędzie partia idiotów chcących odebrać emigrantom prawa wyborcze, zamknąć granice, zakazać powrotu albo w ogóle wyjazdów za granicę bez zgody jakiegoś urzędnika. To nie wszystko. Jakaś zmiana może zachęcić do powrotu niektórych emigrantów, inna może im zakazać kupna nieruchomości w Polsce, jeszcze inna przeszkadzać w odbiorze lub przekazaniu spadku (wiecie, czasami ludzie umierają za granicą i zostawiają spadki rodzinom w Polsce).

Ilu ludzi, mieszkając za granicą, utrzymuje rodziny w Polsce? Ilu w związku z tym zależy na tym, kto będzie rządził w kraju? No i wreszcie, jeśli spośród jakichś czterdziestu milionów członków polskiej diaspory tylko około 15 milionów posiada obywatelstwo, a w wyborach bierze udział zaledwie kilkaset tysięcy, to chyba widać jak na dłoni, że przytłaczająca większość emigrantów nie głosuje. Chyba można śmiało założyć, że głosują ci, którzy chcieliby kiedyś do kraju wrócić, nie? Tylko głosującemu emigrantowi zależy na rozwoju sytuacji w Polsce na tyle, aby podjąć wysiłek udziału w wyborach. Serio jakiś półgłówek chce tym patriotom dać w pysk i odebrać prawo do głosowania? Niechże się odpierdoli od prawa wyborczego emigrantów.

Bo głosują na inną opcję polityczną!

Dobra, jednak to jest najgłupszy argument. Polacy na emigracji to wyborcy wszystkich opcji politycznych, wymieszani bardzo różnie w zależności od lokalizacji. Trzeba naprawdę spaść ze schodów na głowę, żeby użyć takiego „argumentu”. Wiele Polaków w kraju także głosuje na inne opcje polityczne. I co? Ostrzegawczy strzał w tył głowy? Odebrać prawa wyborcze, bo ktoś głosuje na PiS, PO, Lewicę czy Konfederację? Jak ktoś sięgnie po taki „argument”, to nie traćcie czasu — macie do czynienia z ostatecznym debilem, bez pojęcia o pluralizmie, wolności słowa czy jakiejkolwiek logice. Lepiej niech się odpierdoli. Po prostu.

Bo głosy Polonii i tak nie mają znaczenia!

Ech… Głosy Sosnowca też nie. Zabierzmy Sosnowcowi prawa wyborcze. Ja tutaj wysiadam. Nie bądźcie tacy szybcy do odbierania komuś praw, bo ktoś może je kiedyś wam odebrać. Innymi słowy: odpierdolcie się od prawa wyborczego emigrantów.


Obrazek wyróżniający w tym wpisie pochodzi z 1938 roku (źródło: Polona).
Jakże się cieszę, że u siebie mogę pisać, co chcę i jak chcę. Ten krótki tekst jest z założenia emocjonalny, a wulgaryzmy wykorzystuje dla wzmocnienia wypowiedzi. Nie lubisz wulgaryzmów? A może jeszcze jakiejś innej części języka nie lubisz? Zdrobnień? Antropomorfizacji? Onomatopei? Przykro mi (tak naprawdę to nie), może w piaskownicy mówią ładniej. Tymczasem wreszcie mam tekst, który mogę zalinkować pod każdym Tweetem, postem na Facebooku i komentarzem, który głosi odebranie prawa wyborczego według miejsca zamieszkania części Polaków. Polecam wam ten styl życia. Linkujcie, dzielcie się, komentujcie i głosujcie w wyborach!